niedziela, 21 lutego 2016

wychowawczy szczyt Everestu

podkład muzyczny: Riverside
tak, tak, będzie o dzieciach. co za nowość. no cóż, temat wałkowany na co dzień od tylu lat, ile te Stworki są na Świecie. indywidualne, odrębne, niezależne Jednostki. pełne własnej wiary w Cuda i nowatorskich pomysłów, wcale nie na życie, tylko na kolejną chwilę. a my, przewidujący i niezastąpieni, wiedzący co się może zdarzyć, planujący niezmiennie kolejny tydzień, miesiąc, dziesięciolecie, nie jesteśmy nawet w stanie odgadnąć, co się w ich głowach dzieje. nasze przewidywania na nic... nasze rozwiązania o kant dupy... nasze pomysły... szkoda gadać.
mój plan wobec nich przestał się sprawdzać zaraz po urodzeniu. choć walczę o niego (co prawda zmodyfikowany, wypaczony, pozszywany z resztek nie przypomina już tego pierwotnego) do tej pory, bo czegoś muszę się trzymać. busz rodzicielstwa (matkocielstwa?) rozjaśniają promienie kolejnego fałszywego słońca kolejnej ideologii wychowawczej. zasieki porad moich własnych rodziców, srogich spojrzeń napływających z otaczającego społeczeństwa każą myśleć, że ciągle jest coś nie tak. a moje dzieci, krzywe, nieprzystające, niemówiącedzieńdobry, drące się i wrzeszczące, chorujące, parskające gniewem i nie poddają się ani ogólnej ani mojej presji  mają to generalnie w dupie. ja natomiast uprawiam survival wychowawczy, na miarę wejścia na Everest próbując przeżyć pomiędzy ich a moimi potrzebami, wyrywając zębami kolejną dawkę spokoju i odosobnienia. krew cieknie po brodzie, ochłapy mojej godności zwisają z zębów, a ja parzę sobie kawę i zasiadam z książką na kanapie. babcia płacze, dzieciom oczy robią się kwadratowe od telewizora a robaki w brzuchu przeżywają renesans. zwycięstwo!
na szczęście na szczycie Everestu serce wypełnia takie szczęście, że pół godziny przebywania tam wynagradza całodzienny trud. no, może godzina. a, i uczciwie muszę dodać, że im starsze Stwory, tym jest lepiej, a moja biblioteczka rozpoczętych (a nawet zakończonych) książek rośnie z dnia na dzień. no i w końcu chwyciłyśmy (Siostro!) Pana Boga za nogi, bo wreszcie ktoś nam powie jak żyć! i nie jest to mama.  "wychowanie bez porażek" - nowa Biblia, new age, nowy life. jest nadzieja, ta pozostanie na wieki, na samym czubku rozkoszy dnia codziennego. i co Ty na to?

2 komentarze:

  1. Noo, Siiis... miało być krótko, ale wybaczam. Nawet parę słów stworzyłaś - jak zwykle słowa nadają się do wprowadzenia od zaraz do słownika... No i ciekawam tego Everestu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytam pomyslow na wychowanie. Przestalam. Wystarczy, ze mloda ma poczucie humoru. Pomaga mi :)

    OdpowiedzUsuń